Kiedyś, wieki temu, natrafiłam na recenzję interesującej książki, podobnej trochę do Igrzysk Śmierci, a zarazem bardzo się od nich różniącej. Przypomniałam sobie o niej jakiś czas później, kiedy miałam możliwość zakupienia sześciu ebooków za 35 złotych, wśród nich właśnie pierwszej części Endgame, oczywiście nie mogłam przegapić takiej okazji. Potem skusiłam się na pozostałe dwa tomy (niestety już w nie tak dobrej cenie) i w ten oto sposób ta trylogia znajduje się na moim Kindlu.
Tytuł: Endgame. Wezwanie/ Endgame. Klucz Niebios/ Endgame. Reguły Gry
Cykl: Endgame
Autorzy: James Frey, Nils Johnson-Shelton
Liczba stron: 512/ 512/ 352
Kategoria: fantastyka
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Dwunastu nastoletnich graczy, z dwunastu pierwotnych ludów, od małego przygotowywanych do Endgame rozpocznie grę o życie swoje i całego ludu. Zwycięzca musi znaleźć trzy klucze, które schowane są gdzieś na naszej planecie. Jedynie wybrani wiedzą o Endgame, życie zwykłych ludzi toczy się dalej.
No powiedzcie, czy to nie brzmi jak Igrzyska? Dwanaście ludów - dwanaście dystryktów. Walka o przetrwanie. Obszar gry troszkę powiększony, bo obejmuje całą planetę, a nie tylko jakiś jej obszar. No i nad wszystkim nie czuwają ludzie, a Kepler, tajemnicza istota z niebios. Ale Igrzyska bardzo mi się podobały, więc postanowiłam skusić się i na Endgame, zwłaszcza, że pewne zmiany są (a z tomu na tom coraz większe).
Narracja Igrzysk może dawać do myślenia jeśli chodzi o typowanie zwycięzcy, tutaj śledzimy losy wszystkich reprezentantów pierwotnych ludów. Z początku jest ich dwunastu i problematyczne jest ich rozpoznawanie, i jeszcze pamiętanie co robili chwilę przedtem. W końcu musimy na chwilę zajrzeć do innych uczestników przed poznaniem losów właśnie tego, który już umyka nam z pamięci. Ale bardzo szybko zaczynają się eliminować i naprawdę ciężko ocenić jak to się wszystko skończy, zwłaszcza, że autorzy po prostu nie boją się ich uśmiercać, co uświadamiają, kiedy już czytelnikowi wydaje się, że poznał wszystkich na tyle blisko, że może nikt już więcej nie zginie...?
Od razu uprzedzam wszystkich, którzy spodziewają się rozwiązania akcji w pierwszym tomie, że są w błędzie. Wszystkie części dotyczą tej samej gry (nie jak w przypadku Igrzysk), dlatego i wszystkie naraz zdecydowałam się Wam przybliżyć. Choć wciąż seria ta wpisuje się w schemat typowej dystopii, zakończenie historii nie jest takie oczywiste i całkiem ciekawie poprowadzone.
Ogólnie pomysł na historię mi się spodobał, jednak wydaje mi się, że jest to dość przeciętna seria, bo nie potrafiła mnie porwać, a i styl pisania nie bardzo mi podpasował. Czasami za dużo było technicznego żargonu czy dokładnych opisów walk. Kogoś może to interesować, ale tym kimś na pewno nie jestem ja. Teoretycznie nie ma też tutaj za dużo zagadek, których można by się spodziewać, bo każdy z graczy dostał małą podpowiedź na początku, aby mógł zacząć swoje poszukiwania. Ponadto śledząc losy wszystkich uczestników (i nie tylko) czytelnik wie znacznie więcej i zaczyna się po prostu biernie przyglądać wydarzeniom.
Pewnie dobrze wiecie, że rzadko kiedy czytam świeżynki, ma to swoje plusy, nie muszę czekać na kolejne tomy serii, tylko mogę pochłonąć je od razu, ale z drugiej strony nie mogłam też wziąć udziału w grze (nie żebym bardzo się do tego paliła). Pierwszy raz spotkałam się z takim czymś czytając książkę, mianowicie na kartach powieści co jakiś czas pojawiają się różne odnośniki czy to do jakichś stron internetowych, czy do filmów na YouTubie, a także obrazki, które mają na celu doprowadzenie nas, czytelników, do wygranej. Nie wgłębiałam się co prawda w temat, ale tutaj znalazłam informację, że już po wszystkim, choć doszukałam się również, że każda z części tej trylogii prowadzi do innej zagadki, to tak w formie ciekawostki. ;)
W każdym razie nie jest to seria, którą będę polecać. Nie będę jej też nikomu odradzać. Myślę, że sami czujecie, że to Wasze klimaty i tak, musicie to przeczytać albo, że to absolutnie się Wam nie spodoba. Dużo razy wspomniałam o Igrzyskach w tej recenzji, bo to naprawdę jest bardzo podobna historia, która ma wiele elementów wspólnych, zwłaszcza na początku, i myślę, że każdy kto czytał trylogię Suzanne Collins też pomyśli o niej w trakcie czytania Engdame, to też pewnie jest istotne przy wyborze lektury, bo zapewne są ludzie, których takie podobieństwa do innego tworu po prostu rażą.
Książka bierze udział w wyzwaniu Olimpiada Czytelnicza.
Książka bierze udział w wyzwaniu Olimpiada Czytelnicza.
Kiedyś kupiłam pierwszy tom na promocji - dałam za niego około 10 zł. Nadal jednak książka leży nieprzeczytana, ale chyba niedługo się za nią zabiorę, z czystej ciekawości na temat formy. Nie będę się raczej spodziewać fajerwerków po Twojej recenzji. ;)
OdpowiedzUsuńW każdym razie, życzę, aby Twoje wrażenia były bardziej pozytywne. A przyznam, że i ja bym z ciekawości zobaczyła tę książkę w wersji papierowej, bo ma dość nietypowy układ już w ebooku. :D
UsuńKiedyś ta seria bardzo mnie kusiła, teraz już nie tak bardzo, ale kiedyś może po nią sięgnę i sprawdzę czy przypadnie mi do gustu. :)
OdpowiedzUsuńRozumiem, za dużo książek za mało czasu. ;)
UsuńJa mam Endgame za sobą, ale nie mogę się zmotywować, aby przeczytać Klucz i raczej się już nie zmotywuję :D Za dużo na raz...
OdpowiedzUsuńNo czas od przeczytania pierwszej części (nie tylko tutaj, ale także we wszystkich innych seriach) raczej gra na niekorzyść, więc pewnie i motywacja maleje, ale nie tracisz wiele. ;)
Usuń