Przejdź do głównej zawartości

Gdzie się podziewałam?

Mogłabym napisać, że przez ostatnie miesiące dorobiłam się sporej fortuny na czarnym rynku i nie będę teraz wypisywać co potencjalnie robiłam, aby się ktoś wyżej nie zainteresował, a potem postanowiłam wyjechać na Malediwy, Hawaje czy inne wyspy, może nawet w drugą stronę, Alaska też byłaby ciekawa, aby żyć w dostatku i nic nie musieć robić. I oczywiście czytać książki. Tylko czy jeśli naprawdę miałabym czas, to właśnie przekładaniem stron bym się zajmowała? Niestety nie. Zniknęłam, bo trochę się wypaliłam. Nie czytałam, a przez to i nie miałam ochoty na pisanie, w końcu to blog książkowy. I nie mogę tego zwalić na brak czasu, bo jakbym chciała to bym go znalazła. A mamy już któryś dzień wolnego, a ja wciąż nie wiele poczytałam. Jednak wreszcie postanowiłam przysiąść do komputera i naskrobać coś, w końcu już dawno powinnam się zabrać za przedświąteczne porządki!

1. Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie

Zacznę od bardzo ironicznego punktu. I nie martwcie się, nie będę teraz się rozpisywać co widziałam, kogo poznałam, co kupiłam. Bo sama już nie pamiętam prawdę mówiąc. W każdym razie rozczarowałam się. I gdybym nie pojechała tam z moją przyjaciółką i nie spędziła z nią super dnia, to pewnie bym żałowała, zwłaszcza jeśli przypomnę sobie jak dużo czasu zajęła sama podróż. Były to moje pierwsze większe targi i miałam naprawdę spore oczekiwania. Pewnie na moje odczucia wpłynął fakt mojego wypalenia, bo wtedy bardzo słabo odczuwałam powiązanie z całą blogsferą i książkowym światkiem, jednak od zawsze chciałam pojechać, więc to zrobiłam (serio! spełniajcie swoje marzenia, jeśli coś wydaje się niemożliwe, to zazwyczaj jest w zasięgu ręki, w życiu nie sądziłam, że uda mi się tak szybko być na takich targach). Nigdy nie lubiłam tłumów, a to jest główna cecha takich wydarzeń, spodziewałam się także większych promocji. Nigdy nie lubiłam kupować książek, bo po prostu nie mam na nie miejsca i trochę szkoda mi pieniędzy póki sama nie mam stałego zarobku, jednak myślę, że zaskoczyłam też i samą siebie wracając z targów bez żadnej książki. Ja wiem, że liczą się też autografy, ale powiem Wam, że nie było żadnego autora, który zainteresował by mnie lub moją przyjaciółkę na tyle, aby stać w tych ogromnych kolejkach. Ogólnie to przeleciałyśmy przez wszystkie stanowiska (bo ja zawsze muszę zobaczyć WSZYSTKO i w tym momencie mam na myśli WSZYSTKO WSZYSTKO, więc nie polecam wychodzenia ze mną do zoo. :P), zaopatrzyłam się w torbę, nawet załapałyśmy się na jedną prelekcję na naprawdę ciekawy temat. W dużym skrócie rozmówcy nie uważali, że książka powinna być przed filmem jeśli chodzi o kolejność zapoznawania. I przede wszystkim okazało się, że czasowo wyrobiłyśmy się znacznie lepiej niż zamierzałyśmy, w sam raz żeby potem pobłądzić w Krakowie i ledwo zdążyć na pociąg. 

W listopadzie miała miejsce świetna akcja promująca czytelnictwo, która udostępniała na miesiąc (i jeden tydzień) 10 książek w formacie cyfrowym i nie będę się teraz rozwodzić na temat tych pozycji, bo niestety trochę się spóźniłam z tą informacją. Jednak z okazji 5 urodzin Czytaj PL ma miejsce akacja na tych samych zasadach z 10 innymi pozycjami, a trwa ona do 15 stycznia, więc spokojnie zdążycie się załapać, bo myślę, że wkrótce ten post ujrzy światło dzienne. W każdym razie wspominałam już ostatnio o moim wypaleniu na wielu frontach. Moje ostatnie przeczytane książki, to głównie lektury szkolne, których mam teraz nawał  (już pędzę Lalko!) i właśnie audiobooki z listopadowej akcji. Sama nigdy nie słuchałam żadnej książki, więc postanowiłam przetestować tę formę przyswajania literatury bez wyrzucania pieniędzy w błoto jeśli nie przypadnie mi ona do gustu. I myślę, że jestem jak najbardziej na tak, choć przez listopad przybyło trochę zaległości w podcastach, dlatego w grudniu zostanę już przy papierowych książkach. O ile wreszcie po jakąś sięgnę.

3. Mulinkowo
W listopadzie miały też miejsce urodziny mojej przyjaciółki, która jest wielką fanką Gwiezdnych Wojen i z tej okazji postanowiłam wyczarować coś dla niej z mulinki (a może lepszym nawiązaniem byłoby wyciąć mieczem świetlnym? :P). A z racji tego, że jestem bardzo dumna z tej bransoletki, to postanowiłam się pochwalić moim dziełem i tutaj. A co mi tam, w końcu Melonik to jeden wielki pamiętnik!

4. Gotowanko

Muszę się Wam przyznać, że zawsze stroniłam od kuchni. Od małego. Naprawdę. I już od pewnego czasu zaczęłam się martwić, jak zaczęły do mnie docierać głosy innych, co będzie jak zacznę mieszkać sama? Przecież na codzienne chodzenie do knajpy może nie starczyć mi kasy! Na szczęście opamiętałam się jeszcze zanim będę musiała iść na swoje i odkryłam swoją nową pasję, ku utrapieniu mojej mamy, bo niestety ja z tych bardzo niecierpliwych osób jestem. W każdym razie potestowałam parę przepisów i zdecydowanie mogę polecić Wam ten na curry, który jest moim faworytem i nie zdziwię się jak przynajmniej raz w każdym miesiącu będzie gościć ta potrawa na naszym stole. Dodam jeszcze, że nikt z rodzinki nie przepada za mocnymi przyprawami, więc kończy się na tym, że gotuję tylko dla siebie, więc cztery dni mam z głowy. I nie, nie musicie się martwić, nie planuję zmieniać tematu przewodniego. Dodam jeszcze, że polecam wszystkim raz w życiu zarwać nockę dla pierogów. To przypomniało mi jak wielką sową jestem. Bo choć wtedy oczy totalnie mi się kleiły, to jednak były przyjemnie. Wiecie, ta cisza i spokój. Tylko ja, Netflix, ciasto, farsz i mąka. No coś wspaniałego, naprawdę. I pewnie nikogo nie zdziwi, że zegarek wskazuje teraz godzinę 3:26. Rano. 

5. Netflix


I jak już wspomniałam o Netflixie, to warto rozwinąć ten temat, bo jest o czym pisać. W listopadzie w końcu zdecydowałam się na założenie konta w tym serwisie i zdecydowanie nie żałuję. Wiele kiczowatych filmów świątecznych, mniej kiczowatych filmów świątecznych, a także zwykłych filmów i seriali, również naprawdę dobrych seriali, już za mną. Przede wszystkim Netflix idealnie łączy się z gotowaniem, zwłaszcza te mniej wymagające pozycje i wtedy jakoś tak mniej szkoda, kiedy ktoś wchodzi do kuchni i zaczyna mówić, a my mamy ręce ubabrane w cieście, więc nie chce nam się przewijać. Nie zapominajmy też o naszej wielkiej premierze, która miała miejsce 20 grudnia! Tak, oczywiście mowa o Wiedźminie i choć spodziewałam się, że szybciej go skończę (a udało mi się to zaledwie parę godzin temu, bo niestety nie mogłam się wgryźć), to myślę, że twórcy odwalili kawał dobrej roboty. I choć moje ogólne podsumowanie to CHAOS, to jestem naprawdę ciekawa drugiego sezonu, zwłaszcza, że ten pierwszy to po prostu jedno wielkie wprowadzenie. Szkoda tylko, że tyle czekania przed nami jeśli chodzi o właściwą historię. Pewnie już wiecie, że jestem wielką fanką kotów, a jeśli nie, to teraz już wiecie, dlatego gdy zobaczyłam wśród najbliższych premier na Netflixie tytuł "Odwal się od kotów: Polowanie na internetowego mordercę", to musiałam kliknąć dzwoneczek. Tylko mądra Kasia nie pomyślała, że warto zobaczyć o czym to tak naprawdę jest i przekonać się, że to wcale nie komedia, a dokument. Mimo wszystko obejrzałam ten trzygodzinny serial i nie żałuję. Technicznie naprawdę świetnie zrobiony, ale historia, którą opowiada to jest coś naprawdę niewyobrażalnego, nie mogłam uwierzyć, że to się działo naprawdę, a ja słyszałam o tym po raz pierwszy. Jeśli szukacie dobrego dokumentu, to naprawdę polecam (swoją drogą dobrze wiedzieć, że Netflix tworzy również dzieła tego typu), ale i ostrzegam, że to nie jest łatwa historia. Po Russian Doll zakochałam się w mini serialach i nie mam tu na myśli tylko małej liczby odcinków, ale również niedużej długości pojedynczego odcinka. Bo na przykład Netflix zaliczył wspominany wcześniej dokument do mini seriali, bo składa się z trzech odcinków, co mnie bardzo zachęciło, jednak trwają one z godzinę, co już trochę ostudziło mój zapał. Russian Doll nie jest co prawda idealne, bo odcinki trwają z pół godziny, jednak to już prawie te wymarzone dwadzieścia minut. Wracając, już jakiś czas temu jedna z koleżanek poleciła mi dwa naprawdę niewymagające mini seriale, takie guilty pleasure, więc jakby ktoś szukał, to zostawię je tutaj mowa o Bonding i o How to Sell Drugs Online (Fast). Będę również wdzięczna jeśli podzielicie się ze mną innymi tytułami które spełniają moje restrykcyjne wymagania i które zaliczają się do mojej definicji mini serialu. Ogólnie jeśli wiecie, że na Netfliksie znajduje się coś naprawdę wartego obejrzenia, to również możecie się tym podzielić w komentarzu, a z pewnością skrywa on niejedną perełkę.

To nie jest tytuł wywodu wieńczącego tego posta na temat piękna statystyki. Ale nazwa kanału, który idealnie pasuje do takiego typowego ulubieńca, którymi się dzielę z Wami w tych mniej personalnych podsumowaniach. Co ciekawe kanał ten ma prawie milion subskrypcji, więc jest jeszcze nadzieja dla tego świata! A tak bardziej na poważnie, to nie sądziłam, że ludzi takich jak ja, czyli takich, którzy lubią statystki, jest aż tyle. Ba! Istnieją nawet tacy, którzy poświęcają swój cenny czas, aby stworzyć z tego ładne ruchome wykresiki, a potem udostępnić w sieci. No powiedziecie, czyż to nie jest odprężające, a zarazem w pewnym sensie satysfakcjonujące?

7. Moje zbiory 


A na koniec to co tygryski lubią najbardziej! Na ten moment moja kolekcja liczy 12 toreb i 21 zakładek, a że ostatni raz pokazywałam je w lipcu (tak dawno? Toż to szmat czasu), to teraz wrzucam te nowsze okazy. Zaczynając od toreb i lecąc od lewej, pierwsza jest od mojej przyjaciółki (<3), następne dwie znalazłam pod choinką, a czwarta to jedna z tych niewielu rzeczy, które przywiozłam ze sobą z Krakowa! Zakładki za to zgubiły gdzieś po drodze jakość i zupełnie nie wiem dlaczego, ale bardzo przepraszam. Trochę od Molom (w tym jedna z Targów), trochę od Epikpage, jedna od Kotterka (też z Targów!), a ta wyszywana znów od rodzinki. Ja nie wiem skąd oni je biorą!

To by było wszystko na dzisiaj. Mam nadzieję, że nie przynudziłam. Koniecznie podzielcie się jedną rzeczą, którą poznaliście w ostatnich miesiącach, a która jest warta polecania. To by było naprawdę fajne, bo każda następna osoba będzie mogła poznać jeszcze więcej rzeczy godnych polecenia. Taki łańcuszek, ale nie taki co go wszyscy mają dość i krąży po czatach na Facebooku, ale taki pozytywny, z  samym dobrem! :)

Co prawda trochę się spóźniłam, więc już nie pożyczę Wam Wesołych Świąt, ale przynajmniej na "udanego Sylwestra i Szczęśliwego Nowego Roku" jeszcze zdążyłam! I mam nadzieję do napisania wkrótce!

Komentarze

  1. Z gotowaniem miałam podobnie, nigdy jakoś się tym nie interesowałam, ale w wakacje trochę z nudów, a trochę dlatego, że zaczęłam się martwić jak sobie w życiu poradzę bez umiejętności zrobienia nawet zjadliwego makaronu-zaczęłam gotować. I nawet piec. Może nie jestem nadal mistrzynią i często tego nie robię, ale cieszę się, że umiem już wyczarować kilka potraw. Chociaż szczerze mówiąc, zdecydowanie bardziej polubiłam pieczenie, bo jestem fanką wszelkich słodkości :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak! Do pieczenia też mnie ciągnie, choć ostatnio zupełnie nie miałam na to czasu (nie licząc robienia stricte świątecznych potraw), ale problemem jest obsługa piekarnika, której jeszcze się nie nauczyłam, więc nie mogę zrobić czegoś zupełnie sama (a z kimś to już nie to samo :D) także już wiem co będę robić w 2020 roku. ;)

      Usuń
  2. Znam ten kanał na YouTubie - również spędziłam trochę czasu na oglądaniu prezentowanych statystyk. To niezła rozrywka, choć naprawdę nietypowa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednak ten milion subskrybentów to nie są sztuczne konta, bo co komuś mówię o tego typu filmach, to wszyscy kojarzą o co chodzi, co więcej, nawet czasem oglądają, a myślałam, że zaskoczę. :D

      Usuń

Prześlij komentarz

Za każdy komentarz dziękuję!
Staram się odwiedzać wszystkich moich czytelników!

Warto zajrzeć!

Podsumowanie drugiego kwartału

Znowu troszkę mnie tutaj nie było, ale spokojnie, nie będę się tłumaczyć po raz enty. Za to przychodzę z garścią odkryć ostatnich miesięcy. Standardowo, w podsumowaniach takich jak to, nie dzielę się z Wami statystykami na temat przeczytanych książek, a fajnymi rzeczami, które warte są większego rozgłosu. Dla upamiętnienia dodam, że w tym kwartale Melonik przeszedł jedną z większych graficznych zmian w swoim całym żywocie. Mam nadzieję, że korzysta się Wam teraz z niego przyjemniej! A jeśli chcecie być na bieżąco możecie zapisać się na subskrypcje klikając zielony przycisk powyżej. :) 1. Do obejrzenia Ostatnimi czasy oglądam jakoś tak więcej, szczególnie seriali, więc gdybym miała się dzielić tutaj wszystkimi wrażeniami to a) post musiałby skończyć się na tym punkcie, a nikt tego nie chce, bo pozostałe są równie ciekawe! b) już sama nie bardzo pamiętam jakie były te moje wrażenia. Dlatego jeśli interesuje Was filmowa czy serialowa część mojego życia, to zapraszam na Instagrama i na Tv...

Miał być wyśmienity młodzieżowy romans...

 ... a wyszło, jak wyszło. Złośliwi zapytają czy wyśmienity romans w ogóle istnieje. Nie wiem, ale "Morze spokoju" sprawiało wrażenie takiego. Dużo pozytywnych opinii i niebotycznie wysokie średnie ocen na Lubimyczytać i Goodreads. Na tym pierwszym książka może się pochwalić wynikiem 8,4, co sprawia, że jest gdzieś pomiędzy powieścią rewelacyjną, a wybitną. Na tym drugim już tylko 4,31, jednak niech Was wynik nie zmyli, bo jest to skala pięciogwiazdkowa, słownie mieści się w przedziale „bardzo lubię” i „to było wspaniałe”. A ja jestem potwornie rozczarowana… Tytuł: Morze spokoju Autor: Katja Millay Liczba stron: 456 Kategoria: literatura młodzieżowa Wydawnictwo: Jaguar Natsya Kashnikov chce tylko dwóch rzeczy: przetrwać liceum bez żadnych osób, które będą pouczać ją na temat jej przeszłości oraz sprawić, aby chłopak, który zabrał jej dosłownie wszystko – tożsamość, duszę i chęć życia – zapłacił za to. Historia Josh’a Bennett’a to nie sekret: każda osoba, którą kochał, opuśc...

Jestem już herbaciarą czy jeszcze nie?

Jakiś czas temu podzieliłam się z Wami na moim instagramie informacją, że zamówiłam sobie herbatki. Wbrew moim przypuszczeniom, bardzo zainteresowaliście się tym tematem, tak więc dzisiaj post, w którym opisuję swoje wrażenia. Dodam jeszcze, że nie jestem kimś, kto ma doświadczenie w tym kierunku. Dotychczas piłam głównie herbatki z supermarketów i parę razy byłam w prawdziwej herbaciarni (co niezwykle miło wspominam). Chcę jeszcze dodać, że herbatki zamówiłam ponad dwa/trzy miesiące temu, więc już trochę je testuję i zrobiłam to za pomocą strony Zielony Bazar . Niestety nie mamy żadnej współpracy, ale myślę, że jest to istotna informacja, bo jeśli jakieś nazwy są takie same, to mogą mieć różne walory smakowe w zależności od sklepu, no i pozwoliłam sobie udostępnić ich zdjęcia poszczególnych herbat. Zamówiłam siedem herbat i robiłam to pierwszy raz w swoim życiu i totalnie nie wiedziałam czym się sugerować, a mojej ulubionej herbaty z herbaciarni, o której już wspominałam, czyli brzos...