Przejdź do głównej zawartości

Najbardziej pokręcona zagadka kryminalna, z którą miałam okazję się zapoznać!

Coraz bardziej upewniam się w przekonaniu, że jednak mam nosa do książek. I pewnie dlatego tak rzadko trafiam na potworki. "Siedmiu mężów Evelyn Hugo" Taylor Jenkins Reid wpadło mi w oko jakiś czas temu i czułam, że mi się spodoba. Sięgnęłam i się zdecydowanie nie rozczarowałam (a pewne wymagania były), o czym możecie poczytać tutaj. "Siedem śmierci Evelyn Hardcastle" Stuarta Turtona też już jakiś czas było na moim celowniku, a tak bardzo byłam ciekawa tej historii, że sama postanowiłam ją zakupić, i co? Zdecydowanie nie żałuję.

Tytuł: Siedem śmierci Evelyn Hardcastle
Autor: Stuart Turton
Liczba stron: 508
Kategoria: kryminał
Wydawnictwo: Albatros

Pewien jegomość budzi się w ciele mężczyzny, którego nigdy wcześniej nie spotkał. Dowiaduje się, że właśnie tego dnia odbędzie się przyjęcie w Blackheat, na którym zginie córka gospodarzy, Evelyn Hardcastle. Jego zadaniem jest rozwiązanie zagadki związanej z tą śmiercią, ma tylko osiem dni, każdy w ciele innej osoby, a w tym wyścigu nie jest jedynym zawodnikiem.

Od razu powiem, że nie spodziewałam się tego co otrzymałam. Myślałam, że autor skupi się na przedstawieniu tego samego dnia z perspektywy ośmiu różnych osób, a czytelnik będzie mógł spokojnie poskładać wszystkie fakty, których pojedyncze wcielenia nie znają, i samodzielnie rozwiązać tę zagadkę. Okazuje się jednak, że główny bohater pamięta wydarzenia z dnia poprzedniego, więc sam może się zabrać za rozwiązanie tej tajemnicy. 

Autor troszkę bawi się czasem, a choć bohaterowie nie cofają się w czasie, ani nie skaczą do przodu, to jednak chronologia każdego dnia powinna się zgadzać. Wiem, że to nie jest łatwe zadanie, pamiętać o każdym szczególe i nie zrobić żadnych błędów logicznych, dlatego jestem pełna podziwu, że Stuartowi Turtonowi się to udało. Musicie mi uwierzyć, że dbałość o szczegóły, to jest ogromny plus tej książki. Nawet jeśli z początku wydaje się, że nic nie ma sensu. Pod tym względem jest to po prostu historia dopięta na ostatni guzik.

Zostałam również zaskoczona tym, że nie tylko zagadka jest tutaj istotna, ale sam główny bohater, który nie ma pojęcia kim jest, i historia całego Blackheath. Nie spodziewałam się również elementu, który spodoba się przede wszystkim fanom grozy, mianowicie jednego rywala, któremu głównym celem nie jest rozwiązanie zagadki, a pozbycie się przeciwników.  

Można by pomyśleć, że skoro autor pomyślał o tylu innych rzeczach, to zagadka nie jest do końca dopracowana. Jednak nie jest to stwierdzenie prawdziwe. A choć nie udało mi się rozwikłać jej przed bohaterami, a rozwiązanie zupełnie mnie zaskoczyło, to nie uważam, że nie pasuje ono do tej historii. Jeśli obawiacie się, że historia kończy się tym, że główny bohater nagle wyciąga istotne fakty z rękawa i czytelnik tylko się zastanawia jak on do tego doszedł, to mogę Was uspokoić, że takich rzeczy nie znajdziecie w tej historii.

Istotnym atutem tej powieści jest również klimat. To naprawdę czuć, że Blackheat nie jest najlepszym miejsce na przyjemne spędzanie wolnego czasu. Ludzie tam mieszkający wcale nie są sympatyczni. Główny bohater nie wie komu ufać, kto jest jego sojusznikiem i ma mnóstwo innych pytań, na które również czytelnik nie zna odpowiedzi. A wszechobecna groza tylko dodaje smaczku. 

Jednak tak naprawdę to ten oryginalny pomysł sprawia, że ta historia tak bardzo przypadła mi do gustu. Jeśli choć trochę siedzi się w tym książkowym świecie to zaczyna się zauważać pewne schematy w prawie każdej książce. I ja to rozumiem, coraz ciężej wymyślić coś  nowego, bo w końcu już tyle pomysłów zostało zrealizowanych. Dlatego jeszcze bardziej podziwiam autora za pomysł na "Siedem śmierci Evelyn Hardcastle", bo jest to zdecydowanie coś nietuzinkowego. A mój podziw zwiększa jeszcze świadomość, że jest to debiut. Oby więcej takich książek, zdecydowanie polecam!

Komentarze

  1. Kiedyś zaczęłam czytać, ale nie miałam okazji dokończyć. Dobrze, że mi przypominasz o tej książce, zapewne do niej niebawem powrócę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie liczę, że Ci się spodoba co najmniej tak bardo jak mnie! :D

      Usuń
  2. Słyszałam dużo o tej książce, ale nie czytałam ;<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie potwierdza, że coś jest w tych pozytywnych recenzjach i jak dla mnie jest naprawdę warta przeczytania. :)

      Usuń
  3. Czytałam książkę i bardzo mi się podobała, zdecydowanie jest to coś niepowtarzalnego. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Brzmi ciekawie! Ostatni odkryłam, że świetnie się bawię w takich nieoczywistych książkach, więc zapewne gdzieś sobie zanotuję ten tytuł :) Ojej, jest na legimi, super :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie życzę udanej lektury! :)

      Usuń
    2. Ach, czyli to u ciebie widziałam tą książkę! :D Spoiler: nie podobała mi się, strasznie mnie wymęczyła i nie czułam dreszczyku podczas czytania :(

      Usuń

Prześlij komentarz

Za każdy komentarz dziękuję!
Staram się odwiedzać wszystkich moich czytelników!

Warto zajrzeć!

Zakończenie w wykonaniu Chłopców

Dawno nie było już tutaj recenzji (ostatnia w styczniu, co tu się dzieje?), ale wiecie, aby ją napisać wypadałoby zaznajomić się z przedmiotem, który będzie się opisywać. A ja ostatnimi czasy jakoś książek mniej czytam (choć tą o której dziś będę opisywać, przeczytałam jakiś czas temu, wiecie takie małe opóźnienie ). Także jak pewnie z tytułu posta wywnioskowaliście dziś będzie co nieco o czwartej części serii „Chłopcy”, proponuję zapoznać się również z recenzjami poprzednich tomów, które znajdziecie w zakładce: Recenzje. Tytuł: Chłopcy 4. Największa z przygód Autor: Jakub Ćwiek Liczba stron: 400 Kategoria: fantastyka Wydawnictwo: Sine Qua Non W tej części Dzwoneczek musi się zmierzyć z Piotrusiem i odzyskać Chłopców, ale jest problem – Cień, ważny sojusznik Pana, który misternie układa swoje plany, ale wróżka też ma pewną (potężną) znajomość… W Obozie Piotrusia jak zwykle trwa zabawa, tym bardziej że odbito Tańczące Bliźniaki, tymczasem Dzwoneczek zbiera powoli swoich ...

Coś się kończy, coś się zaczyna

Pewnie zdążyliście już zwrócić uwagę na to, że ostatnio bywam mniej aktywna na blogu i generalnie w blogsferze. Początkowo myślałam, że wynika to z braku czasu, w maju pisałam maturę, jednak kiedy nadeszły najdłuższe wakacje życia, w pełni zdałam sobie sprawę z tego, co już jakiś czas temu chodziło mi po głowie. Ja już nie chcę prowadzić tego bloga. I nie wynika to z tego, że nigdy tego nie lubiłam, tylko z tego, że po prostu się zmieniłam.  Pamiętam swoje początki, odczuwałam dużą satysfakcję z każdego wyświetlenia i komentarza, miałam wiele pomysłów i nie odwlekałam pisania postów. Ale to było prawie pięć lat temu. Wtedy byłam nastolatką, teraz już jestem młodą dorosłą. Pięć lat w okresie dojrzewania to naprawdę dużo. Na wielu płaszczyznach się zmieniłam, ale co istotne, pisanie tutaj przestało dawać mi radość, a wiązało się raczej z przykrym obowiązkiem.  Dlatego postanowiłam nie ciągnąć tego dalej. Zachować miłe wspomnienia. I przede wszystkim podzielić się tym z Wami, bo ...

„Mroczne umysły nigdy nie gasną po zmierzchu”

Witajcie, przychodzę do Was dzisiaj z recenzją „Mrocznych Umysłów” serii książek dość mało znanej, choć wartej przeczytania, którą pochłonęłam w dość szybkim czasie i momentami (w sumie trochę częściej) nie mogłam się oderwać. Oczywiście i tutaj zastosowano metodę kończenia rozdziału (książki) w najlepszym momencie. Jak w telewizji! Postanowiłam, że nie będę się bawić w pisanie trzech małych opisów, ale za to zbiorę wszystko w jeden porządny – recenzje.