Przejdź do głównej zawartości

Przed państwem detektyw Lord!

Jako wielka kociara wiedziałam, że prędzej czy później skuszę się na najnowszą książkę Katarzyny Bereniki Miszczuk. Kryminalna zagadka z perspektywy kota? Na samą myśl czułam, że to może być dobra historia. W dodatku bardzo lubię jeśli książka zawiera w sobie humor, a ta reklamowana  jest jako komedia kryminalna, więc liczyłam na wyborną lekturę.


Tytuł: Ja cię kocham, a ty miau
Autor: Katarzyna Berenika Miszczuk
Liczba stron: 352
Kategoria: kryminał
Wydawnictwo: W.A.B.

Wszystko zaczyna się, gdy Alicja otrzymuje zaproszenie do udziału w konkursie. Jeden z pośród dziesięciu uczestników zostanie spadkobiercą pana Śmietańskiego, człowieka bardzo tajemniczego, o którym krążą plotki, że handluje obrazami.

Dość szybko akcja zawęża się do dworku Śmietańskiego, jego pana, dziesięciu uczestników, służby i Lorda. Lord to kot brytyjski, który jest niezwykle wierny i zakochany w swojej pani Ali. Jest on narratorem tej historii, więc wszystko co widzimy, widzimy jego oczami. Bardzo spodobała mi się kreacja tej narracji, ten niezwykły czworonożny detektyw przykuwał niezwykłą uwagę do czystości swojego futerka, a także do zwykłego jedzenia jak na typowego kota przystało. Nie rozumiał też co tak naprawdę się dzieje wokół niego, a wiedział, że dzieją się dziwne rzeczy, bo ludzie zaczynają znikać, tylko jak dać o tym znać swojej pani?

Bardzo lubię historię, w których wszystkich bohaterów poznajemy od razu. Ja cię kocham, a ty miau jest właśnie historią tego typu. Czytelnik może sam spróbować rozwiązać zagadkę dziwnych rzeczy mających miejsce w dworku, nie obawiając się, że pod koniec pojawi się ktoś odpowiedzialny za to wszystko. Wszyscy podejrzani są na miejscu i na wszystkich podejrzanych oko ma Lord.

Można by pomyśleć, że skoro aż tylu bohaterów odgrywa tutaj dość istotną rolę, to zostaną porządnie wykreowani. Jednak ja do ostatnich stron miałam problem z ich nazwiskami i choć wiedziałam, że wśród uczestników jest wegetarianka i młody wiking, to za Chiny nie mogłam przypasować charakterystycznych cech do imion. Jedynie Ala została wykreowana naprawdę wyraźnie, ale być może można to zrzucić na narratora, który był w niej zakochany.

Myślę, że historia ta może zaciekawić nie tylko kociarzy, ale też i ludzi zainteresowanych wszelkiego rodzaju sztuką. W trakcie pobytu u Śmietańskiego uczestnicy mieli wykonywać dzieła pasujące do danej tematyki. Autorka skrupulatnie opisywała wszystkie momenty związane ze sztuką używając dość technicznego słownictwa z perspektywy zupełnego laika. Na szczęście pod koniec książki można znaleźć przypisy wyjaśniające te pojęcia.

Choć jest to kryminał, to pewnie fani kryminałów nie będą szczególnie zachwyceni jeśli nie przymkną oka na tego nietypowego narratora. Sama zagadka nie jest szczególnie odkrywcza, a i po przeczytaniu pozostają pewne pytania dotyczące wątków, które zostały pokończone dość pobieżnie. I być może znowu można to zwalić na Lorda, który jako kot nie widzi wielu rzeczy, które widział by typowy detektyw, ale widzi inne rzeczy, na które my nie zwrócilibyśmy uwagi.

Krótko mówiąc, to książka typowo rozrywkowa, przy której raczej nie poćwiczycie swoich umiejętności detektywistycznych. Warto wziąć to pod uwagę przed sięgnięciem po nią. Myślę, że powinna przypaść do gustu szczególnie kociarzom. Ja jako jeden z nich jestem naprawdę usatysfakcjonowana i mogę przyznać, że Lord odwala całą robotę w tej historii. Ale jako czytelnik uważam, że to była po prostu przyjemna lektura, ale nic ponad to.

Komentarze

  1. Jako kociara jestem bardzo zainteresowana i nawet daruję poziom zagadki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie ta historia powinna dostarczyć Ci niemałej rozrywki! :D

      Usuń
  2. Podoba mi się okładka tej książki i jej tytuł, ale szkoda, że nawet tak ciekawy punkt widzenia jak kot-narrator chyba nie robi wielkiego wrażenia, a jak jeszcze zagadka bardzo średnia to wydaje mi się, że ta książka to trochę zmarnowany potencjał ;<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zagadka rzeczywiście mogłaby być lepsza, ale kto wie, może inni autorzy spróbują zobaczyć świat oczami swoich pupili? ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Za każdy komentarz dziękuję!
Staram się odwiedzać wszystkich moich czytelników!

Warto zajrzeć!

"Miłość w czasach zarazy" Gabriel García Márquez

Pod koniec roku szkolnego musiałam zrobić projekt na język hiszpański. Tematy były przeróżne, ale jako fanka książek nie mogłam przejść obojętnie obok tematu na esej związanego z literaturą hiszpańskojęzyczną. I właśnie w ten sposób zdałam sobie sprawę, że nie przeczytałam żadnej lektury, która wpisywałaby się w ten temat. ŻADNEJ! W książkach siedzę już od jakiegoś czasu, ale okazuje się, że niestety są to głównie angielskojęzyczne pozycje. Jednak poszerzanie książkowych horyzontów to już temat na inny post. W każdym razie miałam niewiele czasu, a trzeba było wybrać jakieś ciekawe i przede wszystkim najlepiej jakieś dość znane pozycje. I tak właśnie "Miłość w czasach zarazy" trafiła w moje ręce. :)

Co ostatnio czytałam? (część 1)

Macie tak czasem, że odkładacie pewne rzeczy na później? A potem na jeszcze później. Aż wreszcie zbierze się naprawdę spora kupka zaległości i nie wiadomo w co ręce włożyć? Ja tak mam z recenzjami niektórych książek, a im dłużej z tym zwlekam tym coraz gorzej pamiętam, co chciałam napisać. Źle to też wpływa na moją chęć czytania, bo jak chcę zacząć kolejną książkę jakiś głosik z tyłu woła, że nie powinnam tego robić, bo wszystkie wątki mi się pomieszają. Jednak nie potrafię sobie odpuścić pewnych pozycji, bo chciałabym, aby znalazły się tutaj, na blogu. Dlatego dzisiaj chciałabym pokrótce napisać o paru książkach, które przeczytałam już jakiś czas temu, a do których prawdziwych recenzji napisania nie mogłam się zmobilizować.

Czwarte urodziny Literkowego Melonika!

Ten rok minął naprawdę szybko. Prawdę mówiąc piszę tego posta zaledwie dzień przed tą pamiętną datą, bo czas tak szybko zleciał, że nawet nie miałam okazji wyczekiwać tego dnia. Pewnie znów mogłabym napisać, że nie wierzę, że wytrwałam tutaj już cztery lata ze względną regularnością. Kiedy zakładałam Melonika byłam tylko smarkulą, która szukała swojego miejsca w tym świecie (nawiasem mówiąc wciąż szukam). Czytałam dużo, więc chciałam się z tym o kimś dzielić. Chciałam też pisać o tym co mi w głowie siedzi, zainspirowana blogami-pamiętnikami. Jeśli mnie śledzicie, to pewnie wiecie, że na to drugie nie decyduję się za często. Chyba wciąż mam problem z wyrażaniem swojej opinii publicznie. Z książkami jednak jest inaczej. W końcu nikt nie ma nic do powiedzenia w temacie mojego odbioru książki. Nie będę ukrywać, że moje recenzje były i będą subiektywne, bo żadnym krytykiem nie jestem.  Przez cztery lata dużo się nauczyłam w kwestii publikowania w Internecie. Nie tylko od tej technicznej...