... a wyszło, jak wyszło.
Złośliwi zapytają czy
wyśmienity romans w ogóle istnieje. Nie wiem, ale "Morze spokoju"
sprawiało wrażenie takiego. Dużo pozytywnych opinii i niebotycznie wysokie
średnie ocen na Lubimyczytać i Goodreads. Na tym pierwszym książka może się
pochwalić wynikiem 8,4, co sprawia, że jest gdzieś pomiędzy powieścią
rewelacyjną, a wybitną. Na tym drugim już tylko 4,31, jednak niech Was wynik
nie zmyli, bo jest to skala pięciogwiazdkowa, słownie mieści się w przedziale
„bardzo lubię” i „to było wspaniałe”. A ja jestem potwornie rozczarowana…
Tytuł: Morze spokoju
Autor: Katja Millay
Liczba stron: 456
Kategoria: literatura młodzieżowa
Wydawnictwo: Jaguar
Natsya Kashnikov chce tylko dwóch rzeczy: przetrwać liceum bez żadnych osób, które będą pouczać ją na temat jej przeszłości oraz sprawić, aby chłopak, który zabrał jej dosłownie wszystko – tożsamość, duszę i chęć życia – zapłacił za to. Historia Josh’a Bennett’a to nie sekret: każda osoba, którą kochał, opuściła ten świat, aż w końcu, gdy chłopak miał 17 lat, nie został mu już nikt. Teraz, wszystko czego Josh pragnie, to to, aby ludzie pozwolili mu zostać samemu, ponieważ gdy Twoje imię jest synonimem śmierci, każdy ma tendencję do pozostawienia Ci Twojej własnej przestrzeni. Każdy z wyjątkiem Nastyi, tajemniczej, nowej dziewczyny w szkole, która zaczyna się kręcić wokół chłopaka i nie ma zamiaru odejść, dopóki nie zyska wpływu na każdy aspekt jego życia. Ale im bardziej Josh ją poznaje, tym większą jest ona dla niego zagadką. Kiedy intensywność ich relacji się nasila, a pytania bez odpowiedzi zaczynają się piętrzyć, chłopak zaczyna się zastanawiać, czy kiedykolwiek odkryje sekrety ukrywane przez dziewczynę – albo czy w ogóle tego chce. *
Może zacznijmy od tego, że książka ta jest po
prostu nudna. Akcja toczy się baaardzo powoli, a stron ma aż 456! To naprawdę
jedna z dłuższych książek w tym gatunku. Jeśli miałabym napisać plan wydarzeń,
to nawet nie wiedziałabym co w nim umieścić, bo tam nie działo się prawie nic co
wyróżniało by się na tle całości. Poza zakończeniem. Tam akcja naprawdę
przyśpieszyła i naprawdę wyśmienicie byłoby jakby takich przyśpieszeń było
więcej w całej historii. I poza momentami, które były po prostu frustrujące, a o których więcej poniżej.
Zanim przejdziemy do głównych bohaterów, to
chciałabym powiedzieć coś o reszcie. Ale niestety nie mogę, bo prawie nic o
nich nie wiemy. Pojawiają się jak potrzebny jest ktoś do odegrania danej roli i
znikają. Są wyśmienitym tłem dla Nastyi i Josha. Więc może to jedna z tych książek, które idealnie przedstawiają miłość głównych bohaterów? Z ręką na serce przyznam, że
relacja tych dwojga nie przypadła mi do gustu. Oboje są zniszczeni przez życie
i tylko to właściwie ich łączy. Sceny z nimi były głównie przyjacielskie, ale
raz na jakiś czas pojawiało się wielkie wyznanie miłosne, jakby kochali się jak
Romeo i Julia, co zupełnie gryzło mi się z kreacją relacji między nimi. I nie,
żadnej chemii też nie czułam. Za to myślę, że ta relacja była trochę toksyczna,
decyzje, które podejmowała główna bohaterka były zupełnie nieprzemyślane i
chyba tylko po to, aby jakoś zapchać te strony. Ja rozumiem, że w jej głowie
działy się różne rzeczy i dlatego nie była w stanie stworzyć zdrowego związku,
no właśnie, więc chyba najpierw powinna uporać się z przeszłością.
Właściwie to cała historia nie miałaby miejsca,
gdyby nasza dwójka poszła na terapię. I to jest kolejna rzecz, która bardzo mi
się nie podobała. Na początku dowiadujemy się, że główna bohaterka próbowała
tej formy poradzenia sobie z traumą, jednak nie zaowocowała ona w żaden sposób
i ją skreśliła. Woli nic nie mówić i ubierać się jak „ruska kurwa” (serio,
takie sformułowanie pada w książce i nawet nie wiem czy to nie w myślach
Nastyi). Czy taką lekcję powinna wyciągać młodzież z czytania tej książki?
Jestem przekonana, że jakbym sięgnęła po nią parę lat wcześniej, to nawet nie
zwróciłabym uwagi na wiele z wad, które tutaj poruszam. A pamiętajmy, że
istnieje coś takiego jak przekaz podprogowy.
„Morze spokoju” jest jednak tą książką, której
zakończenie ratuje trochę całość. Choć samo rozwiązanie wątku traumy Nastyi nie
do końca przypadło mi do gustu, jak dla mnie jest zbyt nierealistyczne, ale z
drugiej strony różni ludzie stąpają po ziemi i to jest tylko moje subiektywne
wrażenie. Ale cieszę się, że autorka odczarowała trochę negatywną kreację
terapii, tylko jak dla mnie było to za szybko i za krótko.
Nie podoba mi się, że książka ta powiela schemat
wartościowania poprzez liczbę zaliczonych kobiet. Co więcej Nastyia godzi się
na taki układ, choć tak naprawdę ona i ten inny bohater nie sypiają ze sobą,
ale wiecie mają się liczyć pozory. Czyli taki dziwny system wartości tak bardzo
drzemie w bohaterach, że nawet kłamią kto z kim uprawiał seks? I nawet nie
chodzi mi o legalność, bo bohaterka ma siedemnaście/osiemnaście lat, więc pewnie inni
bohaterowie też tyle mają, ale po prostu jest to niesmaczne…
Inna sprawa, która mnie zbulwersowała to próba
gwałtu mająca miejsce w tej książce. Próba gwałtu, której nikt nie zgłosił na
policję. Która zainteresowała bohaterów na parę stron i potem wszyscy o tym
zapomnieli? Bo wiecie, alkohol na imprezie wszystko usprawiedliwia. No właśnie
nie, uważam, że powinno być wyraźnie zaznaczone, że to było złe! Mamy tutaj
również moment, w którym główna bohaterka się samookalecza, bo czerpie
satysfakcję z procesu gojenia, ale co jest bardziej niepokojące, to fakt, że
wzbudza to podziw u innego bohatera!
Wspomnę jeszcze, że książka ta jest dość
wulgarna. Nie tylko ze względu na dwuznaczne propozycje oferowane Nastyi, ale
język, którym napisana jest ta historia nie jest po prostu ładny. Za to śmiechu
dostarczyła mi scena, kiedy za słowo (jeśli dobrze pamiętam) „fujara” jeden z
bohaterów dostał uwagę. To zupełnie nie pasowało mi do całości, bo wcześniej nikt
nie karał uczniów za jeszcze gorsze słownictwo!
Chcę dodać również słów kilka o ebooku, który
chyba w ogóle nie został sprawdzony? Zredagowany? I nie kupiłam go na jakiejś
pomniejszej stronie, gdzie ebooki są wątpliwej reputacji, a na Woblinku… Co mi
przeszkadzało? To, że choć tekst był formatu mobi, czyli przeznaczonego na
Kindla (a ja mam właśnie Kindla), to tekst był wyrównany do lewej strony.
Czasami brakowało mi przerw między tekstem. I przede wszystkim widoczne były
„[a]” mające na celu pogrubienie tekstu, ale no właśnie, chyba czytelnik nie
powinien był ich widzieć.
Krótko mówiąc „Może spokoju” bardzo mnie rozczarowało.
Ta książka zupełnie nie przypadła mi do gustu. I nie tylko subiektywnie, ale
również obiektywnie. Uważam, że nie powinniśmy romantyzować relacji, która
ewidentnie nie jest zdrowa. Obydwoje bohaterów ma swoje problemy i powinni
próbować sobie z nimi poradzić, co przez prawie całą książkę nie ma miejsca. Brak
większej reakcji na próbę gwałtu, samookaleczanie się, które wzbudza podziw,
liczba przelecianych dziewczyn jako wyznacznik popularności, to właśnie
znajdziecie w tej książce. Niestety nie mogę jej Wam polecić.
* Dotychczas pisałam
opisy książek sama, jednak ta historia była tak nieciekawa i z pewnością już
teraz jestem negatywnie do niej nastawiona, dlatego postanowiłam wstawić opis z
Lubimyczytać.pl
Jestem baaaardzo ciekawa, czy teraz bym odebrała tę książkę inaczej, bardziej negatywnie i bardziej podobnie do Ciebie. Kiedy czytałam ją lata temu, to byłam zachwycona, ale jednak... minęło chyba z 6 lat od lektury
OdpowiedzUsuńMyślę, że parę lat temu też oceniłabym ją bardziej pozytywnie, wtedy kiedy jeszcze nie czytałam świadomie i łatwo mnie było zadowolić. ;)
UsuńAż boję się jej czytać, bo mam na swojej półce. Też właśnie widziałam dużo pozytywnych opinii, więc jestem zaskoczona, że tak źle wypadła
OdpowiedzUsuńByć może to tylko moje "widzimisie", choć myślę, że wszystko co mi się nie podobało przedstawiłam jasno w tej recenzji. Być może nie wszystkim te wady przeszkadzają, bo jak inaczej wyjaśnić te pozytywy? :)
UsuńI tak omijam takie książki z daleka, ale tę będę i z daleka, i szerokim łukiem. A poza tym to bardzo ciekawe, gdy porównuje się oceny książek sprzed paru lat i i ich obecnych odbiór wśród czytelników.
OdpowiedzUsuńTo prawda, okazuje się, że niektóre książki, tak jak i inne formy kultury, zaskakująco źle się starzeją.
UsuńNie przepadam za taką tematyką. No ale dla każdego coś innego.
OdpowiedzUsuń