Przejdź do głównej zawartości

"Amerykańscy bogowie" Neil Gaiman

Witajcie w ten lipcowy wieczór! Dziś o kolejnej książce Neila Gaimana, książce, którą niektórzy uważają za najlepszą z jego dorobku, ja się jednak zgodzić z nimi nie mogę. Cegiełka ta trafiła do mnie już jakiś czas temu, bo w marcu, potem trochę ją pomęczyłam, a dziś mogę Wam trochę więcej o niej powiedzieć.


Tytuł: Amerykańscy bogowie
Autor: Neil Gaiman
Liczba stron: 608
Kategoria: fantastyka
Wydawnictwo: Mag

Minęły prawie trzy lata od momentu, kiedy Cień trafił do więzienia. Teraz, kiedy już wkrótce będzie mógł zostawić świat za kratkami za sobą, jego żona ginie w wypadku samochodowym. Już na wolności, Cień poznaje nietypowego jegomościa, który zwie się Wednesdayem i który postanawia go zatrudnić. Razem z nim główny bohater zaczyna swoją podróż po Ameryce doświadczając rzeczy dziwnych i dziwniejszych jak to u Gaimana bywa. 

Pomysł na książkę? Wspaniały! Wiecie, początek dość nietypowy, bo bohater wychodzi z więzienia, jedyna naprawdę bliska mu osoba ginie, poznaje faceta, który go zatrudnia jako swojego chłopca na posyłki. Pojawiają się bogowie? A i owszem. Co ciekawe występuję tutaj podział na tych nowych i starych. Nowych - związanych z współczesną technologią, starych - przywiezionych do Ameryki przez ludzi wiele lat temu. Dzieje się tutaj naprawdę wiele. Wspomniałam o żonie, która wraca z zaświatów jako duch? Nie? Ona też się pojawi. Na okładce z tyłu książki można również przeczytać o zagadkowych morderstwach w pewnym zimowym miasteczku, to też znajdzie swój czas w tej książce. Książka ta ma ponad 600 stron, czyli dość spora cegiełka. Jakże ja się cieszyłam. Tyle stron świetnej przygody. Jednak potwornie mnie ta książka wymęczyła (a może ja ją?).

Przede wszystkim, jak dla mnie, dzieje się tutaj za dużo, a fabuła jest po prostu rozwleczona. Pojawia się tutaj mnóstwo postaci, mnóstwo wątków i nie do końca wiadomo do czego to wszystko zmierza. Ja nie twierdzę, że to wszystko nie było ciekawe, jednak było tego po prostu za dużo. Sam kilamt tej powieści jest taki bardziej mroczny niż baśniowy. Przez to wszystko nie mogłam się w nią wgryźć i w pełni cieszyć się lekturą. Warto jeszcze nadmienić, że historia ta przeplatana jest innymi opowieściami z zamierzchłych czasów czy innymi wątkami, które nie do końca są istotne. Ja wiem, że uważałam "Gwiezdny pył" za książkę bardzo skróconą, którą można by zdecydowanie rozwinąć, tutaj jednak mam wrażenie, że autor przesadził w drugą stronę. Przykładowo już na początku, bo od 37 strony ma miejsce dość nietypowa scena erotyczna, która może się wydawać obrzydliwa, nie chcę spojlerować co tam dokładnie się wydarzy, ale w końcu, to nie jest zwykły pisarz od romansów, a Gaiman. W każdym razie długo czekałam aż postać z tej sceny pojawi się jeszcze później i z tego co pamiętam chyba w końcu się doczekałam, jednak nie miała ona dużego znaczenia dla całej historii. Wszystkie te przerywniki raczej dodają klimatu i lepiej nam przybliżają sylwetki tych dziwnych bogów, jednak pytaniem jest czy wstawki te są aby konieczne? Ja klimatu nie załapałam.

Ta historia jest absurdalna. Ja nie mam nic do absurdalnych historii, tego typu zabiegi w "Kolorze magii" Pratchetta bardzo mi się spodobały. Ba! Tego typu zabiegi w innych książkach Gaimana również, chociażby w "Nigdziebądź", jednak w "Amerykańskich bogach" niekoniecznie. Dla mnie ta książka była po prostu nudna. Myślę, że wprowadzenie absurdu do historii ma na celu zaskoczenie czytelnika, jednak jeśli nie zrobi się tego z umiarem czytelnik już będzie gotowy na wszystko. 

Jeśli chodzi o bohaterów, to pojawiła się ich tutaj cała masa. Choć najwięcej możemy dowiedzieć się o Cieniu i jego pracodawcy. Szczerze powiedziawszy żadnego z nich specjalnie nie polubiłam. Śledziłam ich losy bez większych emocji. Czasami miałam wrażenie, że główny bohater to taka marionetka Wednesdeya i zastanawiałam się czemu on się na to wszystko zgadza, jednak jak wyżej wspominałam jest to historia absurdalna, pełna dziwnej magii, więc ciężko doszukiwać się tu logiki. A nuż przez cały czas Cień był pod wpływem jakiegoś uroku?

Jeśli chodzi o zakończenie, to chyba spodziewałam się większej bomby. Co ciekawe najwięcej do myślenia dało mi słowo od tłumacza, które znalazłam na ostatnich stronach książki. Myślę, że w tego typu książkach (książkach o mitologii wszelakiej) istotnym jest kojarzenie choć trochę wierzeń z zamierzchłych czasów. Tłumacz zaznacza, że wyjaśnia pewne sprawy dopiero pod koniec, aby nie niszczyć zabawy z odkrywania akcji, dlatego absolutnie nie zachęcam do wcześniejszego zajrzenia na te strony. Jestem za to ciekawa czy jest tutaj ktoś, kto również zaskoczył się bardzo po przeczytaniu jego słów. ;)

Podsumowując, myślę, że ta książka jest zdecydowanie przegadana i może zanudzić jeśli się nie wgryziecie. Ja od siebie polecałabym bardziej zaczęcie przygody z tym autorem od innych jego książek. Wspomniany "Gwiezdny pył" mógłby być trochę dłuższy, aczkolwiek przynajmniej jeśli się nie spodoba, szybko można z nim skończyć. Jednak jeśli szukacie czegoś w klimatach mroczniejszych, to myślę, że "Nigdziebądź" jest ciekawszą lekturą. Niestety jedyny plus rozmiarów "Amerykańskich bogów", to to, że teraz ładnie prezentują się na półce, a szkoda bo liczyłam na naprawdę świetną i długą przygodę.

Książka bierze udział w wyzwaniu Olimpiada Czytelnicza 

Komentarze

  1. Nie znam twórczości Neila Gaimana, ale raczej nie sięgnę po powyższą książkę. Prędzej już skuszę się na "Nigdziebądź", gdyż lubię mroczniejsze klimaty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie życzę udanej lektury, jeśli sięgniesz. ;)

      Usuń
  2. Dotychczas czytałam tylko jedną książkę tego autora, ale jestem bardzo ciekawa reszty. Może faktycznie na razie odpuszczę sobie "Amerykańskich bogów" na rzecz innych jego powieści, ale i do nich chętnie kiedyś wrócę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak do nich wrócisz, to mam nadzieję, że nie zanudzisz się tak jak ja. :D Którą dokładnie jego książkę masz za sobą? ;)

      Usuń
  3. Czytałam "Gwiezdny pył" kilka lat temu, nawet mi się podobał, ale od tamtego czasu nie sięgnęłam po inne książki autora, chociaż całkiem mnie interesują. Ale chyba zacznę od "Good Omens" i może wrócę do "Amerykańskich bogów".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o "Good Omens" to myślę, że też kiedyś sięgnę, bo to pisane jeszcze z Pratchettem, ale to pewnie za jakiś czas, na razie zrobię sobie przerwę od tego autora. ;)

      Usuń
  4. Ja nadal się przymierzam i to właśnie od tej książki lub Chłopaków Anasiego xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chcę Cię zniechęcać, ale to naprawdę spora cegiełka, przy której można się wynudzić. Trzymam kciuki, żeby bardziej Cię porwała niż mnie. :D

      Usuń
  5. Jeśli chodzi o twórczość Neila Gaimana, swego czasu czytałam "Gwiezdny pył" i dobrze go wspominam. Film na podstawie książki zresztą też. Co do "Amerykańskich bogów", na razie sobie odpuszczę. Ewentualnie sięgnęłabym po ten tytuł w dalszej przyszłości. Pozdrawiam, Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie życzę bardziej pozytywnych wrażeń jeśli się skusisz po tych "Amerykańskich bogów"! :D
      Również pozdrawiam :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Za każdy komentarz dziękuję!
Staram się odwiedzać wszystkich moich czytelników!

Warto zajrzeć!

O dziewczynie, która miała Pecha

- "Szamanka od umarlaków" Martyna Raduchowska Jakie są minusy czytania nowości? Ano takie, że jeśli jest to jakiś tom serii, to potem trzeba czekać na kolejny. Na szczęście wydanie "Szamanki od umarlaków", które dziś opisuję, jest drugim wydaniem, także tom drugi jest już od dawna dostępny! 

Jak wyglądało życie konia w XIX wieku?

- "Black Beauty" Anna Sewell Dziś chciałabym Wam opowiedzieć o książce, którą czytałam w języku niepolskim - angielskim. Książka ta nie jest długa, a w dodatku przystosowana do czytania w języku angielskim dla początkujących. Dlaczego czytam w innym języku? Myślę, że oglądając filmy czy czytając książki w obcym języku, bardziej się do niego przystosowujemy, możemy się sprawdzić czy rozumiemy i też w pewien sposób lepiej go przyswajamy, a także zwiększamy nasz zasób słów.  Widzicie same plusy! :D

Walka, walka i jeszcze raz walka, czyli „Rozkaz zagłady” Jamesa Dashnera

Dziś opowiem co nieco o książce, która jest prequelem, połowicznym, a zarazem czwartym tomem (według okładki) serii „Więzień Labiryntu”. Choć główną część serii czytało wielu (czy tylko ja myślałam, że to trylogia?), myślę, że nie wszyscy sięgnęli po inne książki dotyczące tego uniwersum. I może to i dobrze?