Przejdź do głównej zawartości

Podsumowanie lutego i marca

Na przestrzeni ostatnich dwóch miesięcy nie działo się w moim życiu zbyt wiele rzeczy, które mogłyby Was zainteresować. Teoretycznie mogłabym poczekać już na koniec kwietnia i potem wszystko ładnie zgarnąć, bo w końcu pierwszy tydzień już za nami, ale ... nie, wtedy bym się jeszcze bardziej rozleniwiła i jeśli w ogóle powstałby ten post, to nie pod koniec kwietnia, a w trakcie wakacji. Także dziś trochę krócej (choć koniec końców chyba nie wyszło tak krótko), bo znów wrócę do aplikacji do nauki języka i przedstawię Wam moje najnowsze odkrycia, a potem podzielę się z Wami moją kolekcją zakładek i toreb materiałowych, abym i ja sama wiedziała za parę miesięcy skąd co mam i ile mam. :P


1. Nauka języków


Temat ten już poruszałam w podsumowaniu czerwca, w zeszłym roku (polecam zajrzeć <klik>!). Kiedyś zmartwiona moją słabą umiejętnością słuchania ze zrozumieniem w języku angielskim szukałam czegoś, co pomogłoby mi ją zwiększyć, bo ćwiczenia na lekcji to jednak za mało i wtedy mój kochany brat podrzucił mi podcasty 6 Minute English ze strony BBC. Jednak pomysł nie wypalił, bo na komputerze niewygodnie było mi tego słuchać, a pobieranie na telefon i wymienianie nagrań po przesłuchaniu było po prostu męczące, a moja motywacja do nauki języka, choć spora, nie mogła przeskoczyć tego muru. I tak podcasty te odeszły w niepamięć. Ale ostatnio natrafiłam na aplikację od BBC gdzie możemy je znaleźć i po prostu słuchać online albo zapisać w urządzeniu, ponadto w każdym nagraniu wspominają o nowych słówkach i my, użytkownicy, możemy je dodać do swoich własnych list słówek.  Aplikacja ta zdecydowanie ułatwiła korzystanie z pomocy naukowych od BBC. Ostatnio natrafiłam na jeszcze inną aplikację od tej znanej brytyjskiej firmy - BBC Learning English, która zawiera prawie to samo co 6 Minute English, jednak wygląd jej znacznie się różni i ma inne funkcje (tutaj na przykład można śledzić dany typ podcastów). 

To wszystko jeśli chodzi o aplikacje do nauki angielskiego, a teraz chciałabym pokrótce wspomnieć o Learn Spanish with MosaLingua. Zaczęłam jej używać od całkiem niedawna, więc nie wiele mogę powiedzieć na jej temat, ale póki co wydaje się naprawdę dobra i co istotne (nie wiem przez jak długo) możecie pobrać ją zupełnie za darmo dzięki jakiejś promocji.

Na koniec o aplikacji Moje Fiszki. Takich jak ta znajdziecie pewnie wiele dostępnych w Sklepie Play, ja dziś chciałabym tylko uzmysłowić jak bardzo przydatna jest możliwość tworzenia swoich własnych fiszek. Kiedyś już spotkałam się z podobną aplikacją (a może właśnie z tą?) i stwierdziłam, że to nie ma sensu, że za wiele czasu zajmie mi tworzenie swoich własnych fiszek, że już lepiej uczyć się słownictwa przez Duolingo czy inne tego typu rzeczy. Do czasu, gdy uświadomiłam sobie jakie to może być pomocne w trakcie nauki w szkole, a konkretniej - do nauki danej partii materiału i w dodatku zawsze mamy nasze fiszki przy sobie! Używam jej głównie przed jakimkolwiek testem ze słówek, ale muszę przyznać, że fajnie by było wyrobić w sobie nawyk wklepywania nowych pojęć po każdej lekcji, zamiast siedzieć jednego wieczoru. I zdecydowanie byłoby to bardziej ekonomiczne zarządzanie moim czasem. No cóż, jeszcze dużo pracy przede mną jeśli chodzi o wprowadzanie dobrych nawyków do mojego życia.

2. Zakładki i torby materiałowe - moje kolekcje


Zadziwiające jak bardzo człowiek potrafi się zmienić na przestrzeni pewnego czasu. Jeszcze nie tak dawno sądziłam, że po co mi tyle zakładek. Wystarczy mi jedna, góra dwie. A teraz? Teraz to tylko myślę, kiedy będę mogła nabyć nowe eksponaty do mojej kolekcji. Ciekawe jak bardzo bym się zdziwiła, gdybym powiedziała sobie z przeszłości, że do zrobienia powyższego zdjęcia musiałam szukać zakładek po książkach, bo tylko jedna nie była akurat w użyciu. Być może miał na to wpływ bookstagram, wiecie wszędzie regały książek, oczywiście ułożonych w kolorystyczną tęczę i powieszone na sznurku rzędy zakładek. Tak. Co prawda do takiego stanu mi jeszcze trochę brakuje (wciąż nie przekonałam się do kupna książek w wersji papierowej, jednak zakładki łatwiej przechowywać), ale sznureczek i u mnie zagościł. Jedynym minusem, a zarazem powodem niezbyt szybkiego powiększania mojej kolekcji, jest to, że niestety koszty przesyłki są znacznie większe od kosztów pojedynczej zakładki, więc zdecydowanie bardziej opłacałoby się zrobić po prostu większe zakupy raz na jakiś czas. Ale nie jest ze mną jeszcze tak źle, bo nie czuję potrzeby robienia wielkiego zamówienia co tydzień, jeszcze nie, na razie jestem tylko w etapie odkładania na później. :P

Jeśli chodzi o torby, to już doszłam do tego stanu "Nigdy za wiele" i jeśli tylko jest okazja, to ją chwytam i tak właśnie ostatnio zamiast koszulki, wróciłam do domu z torbą. A w dodatku są baaardzo przydatne! Nie wiem jak ja mogłam kiedyś sądzić, że są niewygodne, niewiele do nich można spakować i wszystko może z nich wylecieć. Co prawda wciąż obawiam się, że zgubię coś po drodze, jednak z czasem jest, pod tym względem, coraz lepiej i używam ich coraz częściej. 


Przechodząc do konkretów, moja kolekcja liczy na ten moment 9 zakładek i 6 toreb. Moimi pierwszymi eksponatami były zakładka magnetyczna i torba "nie czytam po ciemku" oraz torba-zagadka (czyli dwie pierwsze od prawej strony na zdjęciu). Potem stwierdziłam, że pora na koniec znajomości z zakładkami, które nie wiadomo skąd mam. I dla Lamy zamówiłam dwóch magnetycznych znajomych (z kotkiem i z Lamowiedźminem) oraz dwie papierowe z motywem Śródziemia (też z lamami!). Potem wypadł mi wyjazd do Oxfordu i nie mogłam nie wrócić z kolejnymi egzemplarzami do mojej kolekcji. I tak w podróż do Polski udały się ze mną dwie torby (jedna z cytatem Desideriusa Erasmusa, druga z kawiarenki) oraz zakładka z kopią oryginalnego rysunku Tolkiena (ta pośrodku) i dwie zakładki z Gwatemali (nie, nie zahaczyłam w drodze powrotnej o Amerykę Środkową), które "ukradłam" od wspomnianego już tutaj brata. :) Komplecik z niestatystycznym Polakiem dostałam na urodziny, a torbę najbardziej po lewej (tę żółtą) dostałam dzięki wydarzeniom organizowanym na pobliskiej politechnice w ostatni czwartek. Póki co nie jest tego jakoś specjalnie dużo, jednak dopiero trzy miesiące za mną! :P

A co Wy zbieracie?
Co ciekawego moglibyście mi polecić? :)

Komentarze

  1. Zakładki mi się zawsze podobają, fajnie, jak są dopasowane do jakiejś serii i w ogóle to takie estetyczne, ale... cóż, ja praktycznie nie korzystam z zakładek, więc kolekcjonowanie ich byłoby dla mnie całkowicie zbędne. Pakowałabym je tylko do szuflady i za kilka dni o nich zapomniała :/ Niemniej lubię oglądać kolekcje zakładek u innych, szczególnie jeżeli mają w sobie coś niebanalnego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie kiedyś sądziłam tak jak Ty, ale z czasem zdałam sobie sprawę, że znajduję się już po drugiej stronie. :P

      Usuń

Prześlij komentarz

Za każdy komentarz dziękuję!
Staram się odwiedzać wszystkich moich czytelników!

Warto zajrzeć!

''Szkarłatna Dżuma'', czyli książka nie z tego stulecia

Na wstępie chciałabym wyjaśnić dlaczego tytuł jest taki, a nie inny. Mianowicie w moim egzemplarzu jest napisane, że to poprawiona wersja wydania z 1927 roku, aczkolwiek przeszukując sieć znalazłam również, że ona jest jeszcze starsza, a także informacje, że jest to opowiadanie, ale potraktuje to jak książę. Pierwszy raz sięgnęłam po tą książkę, jeśli się nie mylę, w podstawówce, na początku. Ciągnęła mnie do niej okładka, zwłaszcza ta osoba na pierwszym planie, pomyślałam, że to fajna przygodówka. Nawet nie wiecie jak się pomyliłam. Może gdybym zdała sobie sprawę co jest na dalszych planach odłożyłabym ją na potem. Pamiętam tylko, że emocje po przeczytaniu we mnie buzowały, zwłaszcza strach. Postanowiłam przeczytać ją jeszcze raz, aby się ''na świeżo'' z Wami podzielić moją opinią. Tytuł: ''Szkarłatna Dżuma'' Autor: Jack London Liczba stron: 76 Kategoria: fantastyka Wydawnictwo: Oficyna Wydawnicza SAWA Książka jest opowieśc

Narnia - niezwykła kraina, cieniem prawdziwej Narnii

Dziś opowiem Wam co nie co o ''Opowieściach z Narnii'' autorstwa C.S.Levisa. Nie będzie to recenzja, ale luźna opinia. Zacznę może od tego, że pierwszy raz spotkałam się z tymi książkami, a właściwie tylko z pierwszą z nich, w podstawówce, była moją lekturą i z czego pamiętam spodobała mi się (co potwierdza, że lektury nie są złe!). Gdzieś mi się o uszy obiło, że są kolejne części, ale specjalnie mnie do nich nie ciągnęło. Pewnie każdy słyszał o pierwszej części, drugiej części może trzeciej (chociażby za sprawą filmów), ale kto nie drążył tematu nie dowiedział się o pozostałych również wartościowych. Nie mogę zdecydować, która z nich mi się spodobała najbardziej, bo pomimo tego, że wszystkie w tym roku ''odświeżyłam'' to jednak czytałam je z przerwami. Postaram się jednak napisać co nieco o każdej z nich i mam nadzieję, że jeśli ktoś nie czytała to sięgnie po tą serię, a jak czytał to do niej wróci. I nie patrzcie na wiek, bo ja też nie jestem już taki

Lektury też mogą być fajne, czyli o Wiedźminie Andrzeja Sapkowskiego

Chyba wszyscy słyszeli o Geralcie z Rivii, czy to dzięki grom komputerowym, książkom czy innym źródłom. Trzeba przyznać, że jak na postać występującą w lekturze szkolnej jest naprawdę popularny i choć wcześniej zamierzałam poznać jego losy, sięgnęłam po nie z „przymusu”. Co prawda moim zadaniem było przeczytanie jednego opowiadania, lecz skusiłam się na wszystkie, jeśli chcecie się dowiedzieć jak zbiór opowiadań wypadł w moich oczach koniecznie czytajcie dalej!  Tytuł: Ostatnie życzenie Autor: Andrzej Sapkowski Liczba stron: 288 Kategoria: fantastyka Wydawnictwo: superNOWA